„Ultraprzetworzona” żywność wyzwala sygnały nerwowe, które powodują, że chcemy jeść więcej i więcej.
KEVIN HALL, ZAJMUJĄCY SIĘ ŻYWIENIEM, dziedziną często budzącą kontrowersje, stara się zachować spokój. Mówi, że jest bardziej rozbawiony niż sfrustrowany „kurczowym trzymaniem się przez wielu naukowców ich ukochanych teorii, nawet wobec przytłaczających dowodów, że są one błędne”. Uśmiecha się szelmowsko i mówi, że niektórzy z tych ekspertów „wykazują fascynującą umiejętność odrzucania wyników badań, które nie potwierdzają ich przekonań”.
Jednym z nich jest koncepcja, że za alarmującą pandemię otyłości można winić określone składniki odżywcze, takie jak tłuszcze, węglowodany lub cukry. (Według Światowej Organizacji Zdrowia częstość występowania otyłości wzrosła niemal trzykrotnie między rokiem 1975 a 2016. Ten wzrost wiąże się z zagrożeniami dla zdrowia, takimi jak choroby serca i cukrzyca.) Jednak Hall, który pracuje w National Institute of Diabetes and Digestive and Kidney Diseases, gdzie kieruje sekcją fizjologii zintegrowanej, przeprowadził badania, które wskazują, że wina leży gdzie indziej. Przyczyną jest dramatyczna zmiana w sposobie wytwarzania żywności – poszczególne jej składniki są izolowane, a następnie ponownie łączone w mrożonych ciastach czy innych gotowych posiłkach, czekających w lodówkach supermarketów. Zdaniem Halla oraz coraz większego grona badaczy taka „ultraprzetworzona” żywność zakłóca sygnały przekazywane z jelit do mózgu, które normalnie informują, że najedliśmy się do syta. Ich brak prowadzi do przejadania się.
Hall przeprowadził dwa małe, ale rygorystyczne badania, które przeczą ogólnemu przekonaniu, że winne są same węglowodany lub tłuszcze. W obu eksperymentach uczestnicy przez kilka tygodni pozostawali w szpitalu, gdzie skrupulatnie kontrolowano ich dietę. Hall chciał w ten sposób uniknąć ryzyka błędu, jaki występuje zwykle w badaniach nad dietą, w których badacz musi polegać na tym, co relacjonują sami pacjenci i co rzadko odpowiada temu, co w rzeczywistości jedzą. Hall, doktor fizyki, ma typowe dla tej dyscypliny zamiłowanie do precyzyjnych pomiarów. W swoim pierwszym badaniu wykazał, że – wbrew wielu przewidywaniom – dieta oparta wyłącznie na ograniczeniu spożycia węglowodanów powodowała spowolnienie tempa utraty tkanki tłuszczowej. W drugim badaniu, opublikowanym w tym roku, odkrył nową przyczynę przybierania na wadze. Stwierdził, że kiedy uczestnikom pozwalano jeść odpowiednio żywność ultraprzetworzoną lub nieprzetworzoną w dowolnej ilości, spożywali oni setki kalorii więcej w przypadku żywności wysoce przetworzonej. Grupa, która otrzymywała żywność ultraprzetworzoną, przybierała na wadze kilogram w ciągu zaledwie dwóch tygodni.
„Badanie Halla jest bardzo ważne – trudno wyobrazić sobie lepiej zaplanowane badanie kliniczne – mówi Barry M. Popkin, profesor odżywiania z University of North Carolina w Chapel Hill, który specjalizuje się w dietach i otyłości. – Jako pierwszy wykazał, że żywność wysoce przetworzona nie tylko ma silne działanie uzależniające, ale też że jemy jej więcej”. Jego praca została dobrze przyjęta, chociaż nie można wykluczyć, że ten starannie kontrolowany eksperyment nie znajdzie zastosowania w świecie rzeczywistym, gdzie ludzie łączą ze sobą żywność różnego rodzaju.
Sam autor badania mówi, że nie ma poczucia misji – nie chce „nawracać” Amerykanów na zdrowszą dietę. Przyznaje, że zamiłowanie jego czteroletniego syna do nuggetsów z kurczaka i pizzy jest niewzruszone, a także jego własna dieta mogłaby i prawdopodobnie powinna być lepsza. Uważa jednak, że badanie dostarcza dowodów na to, że to nie jeden określony rodzaj składników odżywczych, ale procesy, jakim poddają żywność producenci, odgrywają najważniejszą rolę w globalnej pandemii otyłości. Zaznacza, że nie opowiada się po żadnej stronie, po prostu interpretuje wyniki badań. „Kiedy przyłączysz się do jakiegoś obozu i masz do czynienia z przekonaniami typowymi dla tego obozu, trudno jest się wycofać” – mówi Hall. Jego laboratorium i prowadzone przez niego badania są finansowane przez krajowy instytut niezależnie od tego, jakie dają wyniki, dlatego mówi: „Mam swobodę, mogę zmienić zdanie. To właściwie przywilej – mogę dać się przekonać wynikom badań”.