Jak wskazują eksperci, u pacjentów ze stwardnieniem rozsianym (SM) szybciej zachodzi zmniejszanie się objętości mózgu, czyli tzw. atrofia mózgu. Podkreślają jednak, że wczesne rozpoznanie choroby i rozpoczęcie odpowiedniego leczenia może hamować ten proces – jest to istotne pod względem zapobiegania pogorszeniu funkcji poznawczych pacjentów.
„Dotąd w terapii skupialiśmy się na zachowaniu mobilności i sprawności fizycznej”
Stwardnienie rozsiane to autoimmunologiczna choroba zapalna, której przebieg polega na niszczeniu osłonki mielinowej włókien nerwowych oraz zaniku komórek istoty szarej mózgu, szczególnie w lokalizacji podkorowej, w efekcie czego przekazywanie sygnałów nerwowych ulega zakłóceniu, a nawet zahamowaniu. Przyczynia się to do pojawienia się takich objawów neurologicznych, jak m.in.: zaburzenia widzenia, równowagi, trudności z chodzeniem, drżenie czy sztywność mięśni. Niektórzy chorzy doświadczają również problemów z mową, przełykaniem, zaburzeń w czynności pęcherza moczowego, jelit oraz pogorszenia sprawności seksualnej.
– Do niedawna – zarówno lekarze, jak i pacjenci – koncentrowali się na objawach SM związanych z uszkodzeniem osłonki mielinowej i włókien nerwowych, czyli istoty białej. W terapii skupialiśmy się przede wszystkim na zachowaniu mobilności i sprawności fizycznej pacjentów – powiedziała w rozmowie z PAP neurolog dr Dorota Koziarska z Kliniki Neurologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
Jej zdaniem to jednak nie wystarcza – w badaniach z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego (MRI) wykazano bowiem, że w SM równolegle dochodzi do uszkodzenia istoty szarej mózgu, która zbudowana jest z ciał komórek nerwowych, co z kolei przyczynia się do zmniejszania się objętości mózgu, czyli atrofii mózgu. Jak zaznaczyła dr Koziarska: „U każdego z nas z wiekiem objętość mózgu maleje – jest to proces naturalny, jednak u osób z SM zachodzi on w znacznie szybszym tempie niż w ogólnej populacji”.
– Pewien odsetek chorych na stwardnienie rozsiane stanowią osoby, które nie mają klinicznych objawów choroby. Gdybym nie znała ich dokumentacji medycznej, to nie rozpoznałabym, że mają SM. Jednak, gdy nałożymy objętość ich mózgu na siatkę centylową populacji, to okaże się, że ich mózg jest starszy w stosunku do wieku metrykalnego o 10–20 lat – dodała specjalistka, zaznaczając, że zmniejszenie objętości mózgu u chorych na SM jest tym większe, im później pacjent miał postawioną diagnozę i im później zastosowano u niego skuteczne leczenie. – Z badania obserwacyjnego, które przeprowadziłam, wynika, że pacjenci z SM, u których postępuje atrofia mózgu, mogą dobrze funkcjonować fizycznie, ale skarżą się na problemy z myśleniem i koncentracją – mogą skupić uwagę przez znacznie krótszy czas niż osoby zdrowe.
Jak podkreśliła dr Koziarska, pacjenci ci często czują się zmęczeni i niezdolni do pracy, częściej też cierpią na depresję.
– Z jednej strony są to osoby wyglądające na zdrowe, ale z drugiej nie są w stanie kontynuować swojej ścieżki zawodowej, kariery, ponieważ przy największych chęciach nie mogą wykonywać powierzonych im zadań, nie mają odpowiedniej rezerwy poznawczej – powiedziała w rozmowie z PAP.
W ciągu 15 miesięcy nowatorski lek pozwolił zmniejszyć stopień atrofii mózgu
Według dr Koziarskiej kluczowe w hamowaniu procesu atrofii mózgu u chorych na SM – podobnie jak w zapobieganiu kolejnym rzutom choroby i postępowi niepełnosprawności fizycznej – jest szybkie zdiagnozowanie choroby i jak najszybsze wdrożenie skutecznego leczenia. Jednakże na sam proces hamowania atrofii zaczęto zwracać uwagę w badaniach nad nowszymi lekami stosowanymi u pacjentów z SM.
– Leki iniekcyjne – interferony i octan glatirameru – wprowadzono 30 lat temu, kiedy priorytetem było zachowanie mobilności pacjentów. Na ówczesnym poziomie wiedzy nie brano pod uwagę wpływu leczenia na proces atrofii mózgu – powiedziała dr Koziarska. – Badania dotyczące tego problemu zapoczątkowano dla pierwszego doustnego preparatu na SM – fingolimodu. Również inne leki współcześnie stosowane w pierwszej linii terapii, jak teryflunomid i fumaran dimetylu, mogą pozytywnie wpływać na zmniejszenie tempa atrofii.
Badanie TERI-RADAR przeprowadzono w warunkach rzeczywistej praktyki lekarskiej. Wynika z niego, że szczególnie dużą skuteczność w hamowaniu atrofii mózgu ma teryflunomid. Eksperymentem objęto 100 pacjentów z tzw. rzutowo-remisyjną postacią SM, która występuje najczęściej. Połowa grupy otrzymywała teryflunomid, połowa natomiast – fumaran dimetylu. Po upływie ponad 15 miesięcy stopień zaniku mózgu był mniejszy w grupie stosującej teryflunomid (u 26% badanych) w porównaniu do grupy stosującej fumaran dimetylu (58% osób). Jak podkreślili specjaliści, nie stwierdzono istotnych statystycznie różnic między lekami, jeśli chodzi o zapobieganie występowaniu nowych ognisk demielinizacyjnych w mózgu.
Wyniki badania opublikowano w 2019 roku na łamach pisma „Journal of Comparative Research”.
„O idealnym leczeniu SM można mówić wówczas, gdy pacjent nie ma rzutów choroby”
Dr Aleksandra Podlecka-Piętowska z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego powiedziała, że w przypadku postępującej atrofii mózgu – poza zastosowaniem odpowiednich leków – niezbędne jest także szybkie włączenie drugiej linii leczenia u tych pacjentów, którzy nie odpowiadają na leczenie pierwszej linii.
– Ci chorzy powinni być szybko kierowani do ośrodka, który stosuje drugą linię leczenia w ramach programu lekowego – oceniła neurolog w rozmowie z PAP.
U pacjenta, który nie odpowiada na terapię, szybko dochodzi do rzutu choroby (czyli nasilenia zaburzeń neurologicznych), a wówczas proces atrofii mózgu się nasila.
– Ten chory za 10 lat może wejść w fazę SM wtórnie postępującą, a leczenie tej postaci jest obecnie mniej efektywne i szybciej może pojawić się niepełnosprawność – oceniła dr Monika Nojszewska z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – O idealnym leczeniu SM można mówić wówczas, gdy pacjent nie ma rzutów choroby, nie pojawiają się u niego nowe ogniska w mózgu (widoczne w badaniu MRI), a działania niepożądane są jak najmniejsze.
Ponadto – jak podkreśla dr Nojszewska – bardzo ważne jest, by lekarz dobrze znał działania niepożądane leku, ponieważ to pomaga w personalizacji leczenia, czyli w indywidualnym doborze terapii dla danego pacjenta.
– Dobierając terapię musimy brać pod uwagę to, jakie pacjent ma choroby współistniejące, jaki styl życia prowadzi – jeśli pacjent dużo podróżuje, to wygodniejsze są dla niego leki doustne, jakie jest jego narażenie środowiskowe, zawodowe. Poza tym pacjent musi współdecydować o metodzie leczenia, bo jeśli będzie przekonany do leku, to po prostu będzie go stosował – tłumaczyła neurolog.